Tropicana

Tropicana

9.10.2014

Deni, czyli o biciu dzieci

Bicie jest naturalnym, niezbędnym środkiem w wychowaniu dzieci. Tak twierdzi większość tutejszych mieszkańców. Nikt nie traktuje tego jako przemocy. Mało tego, uważają, że to najskuteczniejsza metoda.

Dzieci obok miski służącej do przenoszenia na głowie
Poranki są piękne. Powietrze jeszcze nie jest nagrzane, dookoła panuje taka specyficzna cisza. Życie się dopiero budzi. Lubię ten moment. Spokojnie piłam poranną kawę na zacienionym, tarasie mojego tropikalnego domu. Jak zwykle wiał wiatr od morza.

Spokój poranka został przerwany krzykami. Jakaś kłótnia – pomyślałam. Pewnie znowu kłócą się sąsiadki, które mają konflikt z powodu mężczyzny, który regularnie odwiedza jedną i drugą. A może to kobiety, które przyszły do pracy w pobliskich ogrodach? Hałasy były coraz bardziej nieznośne. Wrzaski, krzyki, jęki, odgłosy bicia. Płacz. 

A może to nie odgłosy kłócących się kobiet? Co się dzieje? Wyjść przed dom na ulicę i zobaczyć co się dzieje, czy nie? Może lepiej nie wychodzić? 

To nie moja sprawa. Jak ludzie to odbiorą? Po co „yovo” chce się gapić na konflikt. Dochodzące odgłosy były coraz bardziej dramatyczne. Postanowiłam, że jednak sprawdzę – zobaczę co się tam dzieje.

Dzieci i dziewczyna
Otworzyłam furtkę. Wyszłam przed bramę. To co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nie miało to nic wspólnego z moimi wcześniejszymi spekulacjami na temat kłócących się kobiet. Zobaczyłam dziewczynę, może szesnastoletnią, która okładała jakąś rózgą i pięściami małego chłopca, który zanosił się nie od płaczu, tylko rzec by można, że od wycia i spazmów. To nie przeszkadzało pannicy okładać go cały czas. 

Całemu zdarzeniu przyglądała się grupka dzieci z sąsiedztwa. Stały i patrzyły. Czy miały przerażone miny? Raczej nie. Stały podekscytowane i zaciekawione. Po prostu przyglądały się.






Przeszła młoda pani z dzieckiem na plecach. Nawet się nie zatrzymała. Oddalając się odwróciła głowę aby jeszcze raz zobaczyć co się dzieje. Nie reagowała. Najprawdopodobniej widok dziecka traktowanego w taki sposób nie był niczym niezwykłym. Niegrzeczne dziecko trzeba zdyscyplinować. Jak? A no tak!

Dzieci i miska 
Na ziemi stała duża miska, a w niej kilka szpargałów. Okładająca chłopca dziewczyna domagała się aby wziął miskę na głowę i niósł ją gdzieś. Chłopiec odmawiał. To było powodem całej awantury. Chłopiec był w takim szoku, że mimo nasilającej się agresji nie chciał niczego zrobić. Był gotów znieść każdy cios. W pewnym momencie dziewczyna wzięła miskę i postawiła ją na głowie chłopca. Zrobiła to uderzając go tą miską z całej siły. Wielka miska o małą głowę chłopca. Byłam przerażona! To co widziałam to nie było „zwykłym” biciem, to nie było korygowaniem zachowania, to nie było agresją. To był jakiś sadyzm. Nie wierzyłam w  to co widzę!

Podeszłam do będącego w kompletnym szoku, zanoszącego się w spazmach chłopca. Chwyciłam go za ramię. Był sztywny. 


Objęłam go spokojnie i przeprowadziłam na betonowy podest przed bramą wejściową. Posadziłam. Chłopiec przestał płakać. Był kompletnie zaskoczony tym co się dzieje.

Do dziewczyny powiedziałam: Evor! (co w miejscowym języku oznacza koniec, dosyć, wszystko, wystarczy). Potem okazało się, że rozumie francuski. Poniosłam stojącą na ziemi miskę i przeniosłam pod bramkę.

Deni ze szklanką coca coli
Za chwilę podeszły też dzieci, które były świadkami całego wydarzenia. W tym momencie rozpoznałam chłopca, który był ofiarą. To Deni. Mieszka po sąsiedzku. Jest w grupie „cukierkowych pożeraczy”, którzy systematycznie do mnie przychodzą z nadzieją na cukierka lub ciastko. Dopiero teraz go poznałam.

Pomyślałam sobie, że jeżeli chłopiec czegoś się spokojnie napije to się uspokoi i dojdzie do siebie.  

Szybko wskoczyłam do domu. W lodówce miałam trochę coca coli. Nalałam do szklanki. Wzięłam też pudełko z cukierkami. Przez otwartą bramę dziecięce oczy śledziły mnie i czekały co będzie dalej.




Deni siedział bez ruchu. Tak jak go posadziłam. Obok miska, gromadka dzieci, z tyłu dziewczyna. Podałam Deniemu szklankę z colą. Myślałam, że zacznie pić. Nie. Po prostu ją trzymał. Zgromadzona dzieciarnia gapiła się. Sztywny Deni trzymał szklankę i nie wiedział co się dzieje. Uniosłam rękę Deniego ze szklankę w kierunku jego ust. Zachęcałam żeby pił. Skusił się. W mgnieniu oka opróżnił szklankę z colą. Całkiem prawdopodobne, że była to pierwsza cola, którą w życiu pił.

Pozostali zgromadzeni dostali po cukierku. Jedna z dziewczynek, Marta, pozbierała papierki po cukierkach. Tak, uczę dzieci, aby nie śmieciły, tylko papierki wyrzucały do kosza. Kosz jest, ale tylko przed moim domem lub na podwórku. Marta już wie co się robi z papierkami. Inni traktują to jako kolejne dziwactwa „yovo”. Może czas coś zmieni.
Za chwilę atmosfera się rozluźniła. Mogłam zrobić kilka zdjęć. 

Deni pije colę
Zwróciłam się też do dziewczyny, która wcześniej okładała Deniego. Jak się później okazało jego starsza siostra czy kuzynka. Na szczęście rozumiała francuski. Starałam się jej wyjaśnić, że nie należy stosować przemocy i zachowywać się agresywnie bo to tylko przynosi odwrotny skutek. Poprosiłam, aby więcej tak nie robiła. 
Nie wiem czy wiedziała o czym mówię. Dla niej kary fizyczne i szarpanie młodszych jest normą. Czułam się bezradna. 
Mimo to nie mogłam sprawy tak zostawić. Trudno też świat od razu zmienić. Ale trzeba próbować. I przede wszystkim reagować. Nie przyglądać się, nie oceniać – reagować!





Bicie jest naturalnym, niezbędnym środkiem w wychowaniu dzieci. Tak twierdzi większość tutejszych mieszkańców. Nikt nie traktuje tego jako przemocy. Mało tego uważają, że to najskuteczniejsza metoda.

Trudno w to uwierzyć, ale nawet w szkołach stosowane są kary fizyczne. W telewizji prowadzona jest kampania społeczna uświadamiająca ludzi i piętnująca takie zachowanie. Oficjalnie jest to nawet zabronione. Praktyka jest zupełnie inna. Dzieci są bite, szarpane, szturchane, ciągnięte za uszy, bite linijką lub kijkiem po pupie lub po wewnętrznej stronie otwartej dłoni. Czasem są upokarzane na oczach innych uczniów.

Nie lepiej wygląda sytuacja w domach. Dzieci bezwzględnie słuchają dorosłych. Czują respekt.   A nawet boją się ich.

Deni z miską na głowie
Chwilę posiedzieliśmy przed domem. Potem poprosiłam Deniego aby wziął miskę i zaniósł ją tam, gdzie powinien. Spokojnie wstawił miskę na swoją głowę i w otoczeniu innych dzieci poszedł w kierunku swojego domu. 


Cała sytuacja szczęśliwie się zakończyła. Niestety mam wielkie obawy, że nie tylko Deni ale i inne dzieci będą jeszcze nie raz ofiarą stosowanych, za powszechną zgodą i aprobatą, kar fizycznych a nawet przemocy. 




6 komentarzy:

  1. Rozumiem tradycję, rozumiem niewiedzę. Ale to jednak zawsze jest smutne, jak dzieci są bite :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Z sobie znanego powodu nie chciał nieść miski. Na głowie oczywiście.

      Usuń
  3. Yovo to Ty?
    Bite dzieci bija swoje dzieci i tak sie to kreci. A maly dostal chyba za to, ze nie chcial dzwigac miski.
    Smutne jest to, ze te dzieci musza pracowac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Nać! Deni został pobity, ale jego los i tak nie jest najcięższy. Są dzieci, które pracują w obcych domach. Tam dopiero dzieje się .... Nie tylko stosuje się kary fizyczne, ale pracują ponad siły. Kiedyś widziałam badzo małą dziewczynkę dźwigającą ogromną miskę z wodą. Ledwo szła. Nogi się pod nią trzęsły. Nigdy tego widoku nie zapomnę!!!! Nigdy!

      Usuń