Bicie jest naturalnym, niezbędnym środkiem w wychowaniu dzieci. Tak twierdzi większość tutejszych mieszkańców. Nikt nie traktuje tego jako przemocy. Mało tego, uważają, że to najskuteczniejsza metoda.
|
Dzieci obok miski służącej do przenoszenia na głowie |
Poranki są piękne. Powietrze jeszcze nie jest nagrzane,
dookoła panuje taka specyficzna cisza. Życie się dopiero budzi. Lubię ten
moment. Spokojnie piłam poranną kawę na zacienionym, tarasie mojego
tropikalnego domu. Jak zwykle wiał wiatr od morza.
Spokój poranka został przerwany krzykami. Jakaś kłótnia –
pomyślałam. Pewnie znowu kłócą się sąsiadki, które mają konflikt z powodu
mężczyzny, który regularnie odwiedza jedną i drugą. A może to kobiety, które przyszły do pracy w
pobliskich ogrodach? Hałasy były coraz bardziej nieznośne. Wrzaski, krzyki,
jęki, odgłosy bicia. Płacz.
A może to nie odgłosy kłócących się kobiet? Co się
dzieje? Wyjść przed dom na ulicę i zobaczyć co się dzieje, czy nie? Może lepiej
nie wychodzić?
To nie moja sprawa. Jak ludzie to odbiorą? Po co „yovo” chce się
gapić na konflikt. Dochodzące odgłosy były coraz bardziej dramatyczne.
Postanowiłam, że jednak sprawdzę – zobaczę co się tam dzieje.
|
Dzieci i dziewczyna |
Otworzyłam furtkę. Wyszłam przed bramę. To co zobaczyłam
przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nie miało to nic wspólnego z moimi
wcześniejszymi spekulacjami na temat kłócących się kobiet. Zobaczyłam
dziewczynę, może szesnastoletnią, która okładała jakąś rózgą i pięściami
małego chłopca, który zanosił się nie od płaczu, tylko rzec by można, że od
wycia i spazmów. To nie przeszkadzało pannicy okładać go cały czas.
Całemu
zdarzeniu przyglądała się grupka dzieci z sąsiedztwa. Stały i patrzyły. Czy
miały przerażone miny? Raczej nie. Stały podekscytowane i zaciekawione. Po
prostu przyglądały się.
Przeszła młoda pani z dzieckiem na plecach. Nawet się nie
zatrzymała. Oddalając się odwróciła głowę aby jeszcze raz zobaczyć co się
dzieje. Nie reagowała. Najprawdopodobniej widok dziecka traktowanego w taki sposób nie był niczym niezwykłym. Niegrzeczne dziecko trzeba zdyscyplinować.
Jak? A no tak!
|
Dzieci i miska |
Na ziemi stała duża miska, a w niej kilka szpargałów.
Okładająca chłopca dziewczyna domagała się aby wziął miskę na głowę i niósł ją
gdzieś. Chłopiec odmawiał. To było powodem całej awantury. Chłopiec był w takim
szoku, że mimo nasilającej się agresji nie chciał niczego zrobić. Był gotów
znieść każdy cios. W pewnym momencie dziewczyna wzięła miskę i postawiła ją na
głowie chłopca. Zrobiła to uderzając go tą miską z całej siły. Wielka miska o
małą głowę chłopca. Byłam przerażona! To co widziałam to nie było „zwykłym”
biciem, to nie było korygowaniem zachowania, to nie było agresją. To był jakiś
sadyzm. Nie wierzyłam w to co widzę!
Podeszłam do będącego w kompletnym szoku, zanoszącego się w
spazmach chłopca. Chwyciłam go za ramię. Był sztywny.
Objęłam go spokojnie i
przeprowadziłam na betonowy podest przed bramą wejściową. Posadziłam. Chłopiec
przestał płakać. Był kompletnie zaskoczony tym co się dzieje.
Do dziewczyny powiedziałam: Evor! (co w miejscowym języku
oznacza koniec, dosyć, wszystko, wystarczy). Potem okazało się, że rozumie
francuski. Poniosłam stojącą na ziemi miskę i przeniosłam pod bramkę.
|
Deni ze szklanką coca coli |
Za chwilę podeszły też dzieci, które były świadkami całego
wydarzenia. W tym momencie rozpoznałam chłopca, który był ofiarą. To Deni.
Mieszka po sąsiedzku. Jest w grupie „cukierkowych pożeraczy”, którzy
systematycznie do mnie przychodzą z nadzieją na cukierka lub ciastko. Dopiero
teraz go poznałam.
Pomyślałam sobie, że jeżeli chłopiec czegoś się spokojnie
napije to się uspokoi i dojdzie do siebie.
Szybko wskoczyłam do domu. W lodówce miałam trochę coca coli. Nalałam do
szklanki. Wzięłam też pudełko z cukierkami. Przez otwartą bramę dziecięce oczy
śledziły mnie i czekały co będzie dalej.
Deni siedział bez ruchu. Tak jak go posadziłam. Obok miska,
gromadka dzieci, z tyłu dziewczyna. Podałam Deniemu szklankę z colą. Myślałam,
że zacznie pić. Nie. Po prostu ją trzymał. Zgromadzona dzieciarnia gapiła się.
Sztywny Deni trzymał szklankę i nie wiedział co się dzieje. Uniosłam rękę
Deniego ze szklankę w kierunku jego ust. Zachęcałam żeby pił. Skusił się. W
mgnieniu oka opróżnił szklankę z colą. Całkiem prawdopodobne, że była to
pierwsza cola, którą w życiu pił.
Pozostali zgromadzeni dostali po cukierku. Jedna z
dziewczynek, Marta, pozbierała papierki po cukierkach. Tak, uczę dzieci, aby
nie śmieciły, tylko papierki wyrzucały do kosza. Kosz jest, ale tylko przed
moim domem lub na podwórku. Marta już wie co się robi z papierkami. Inni
traktują to jako kolejne dziwactwa „yovo”. Może czas coś zmieni.
Za chwilę atmosfera się rozluźniła. Mogłam zrobić kilka
zdjęć.
|
Deni pije colę |
Zwróciłam się też do dziewczyny, która wcześniej okładała Deniego. Jak
się później okazało jego starsza siostra czy kuzynka. Na szczęście rozumiała francuski.
Starałam się jej wyjaśnić, że nie należy stosować przemocy i zachowywać się
agresywnie bo to tylko przynosi odwrotny skutek. Poprosiłam, aby więcej tak nie
robiła.
Nie wiem czy wiedziała o czym
mówię. Dla niej kary fizyczne i szarpanie młodszych jest normą. Czułam się
bezradna.
Mimo to nie mogłam sprawy tak zostawić. Trudno też świat od razu
zmienić. Ale trzeba próbować. I przede wszystkim reagować. Nie przyglądać się,
nie oceniać – reagować!
Bicie jest
naturalnym, niezbędnym środkiem w wychowaniu dzieci. Tak twierdzi większość
tutejszych mieszkańców. Nikt nie traktuje tego jako przemocy. Mało tego
uważają, że to najskuteczniejsza metoda.
Trudno w to uwierzyć, ale nawet w szkołach stosowane są kary
fizyczne. W telewizji prowadzona jest kampania społeczna uświadamiająca ludzi i piętnująca takie zachowanie. Oficjalnie jest to nawet zabronione. Praktyka jest
zupełnie inna. Dzieci są bite, szarpane, szturchane, ciągnięte za uszy, bite
linijką lub kijkiem po pupie lub po wewnętrznej stronie otwartej dłoni. Czasem
są upokarzane na oczach innych uczniów.
Nie lepiej wygląda sytuacja w domach. Dzieci bezwzględnie
słuchają dorosłych. Czują respekt. A nawet boją się ich.
|
Deni z miską na głowie |
Chwilę posiedzieliśmy przed domem. Potem poprosiłam Deniego
aby wziął miskę i zaniósł ją tam, gdzie powinien. Spokojnie wstawił miskę na
swoją głowę i w otoczeniu innych dzieci poszedł w kierunku swojego domu.
Cała
sytuacja szczęśliwie się zakończyła. Niestety mam wielkie obawy, że nie tylko
Deni ale i inne dzieci będą jeszcze nie raz ofiarą stosowanych, za powszechną
zgodą i aprobatą, kar fizycznych a nawet przemocy.