Tropicana

Tropicana

17.01.2016

Narodowe Święto Voodoo

Każda religia ma swoje święta w kalendarzu. Chrześcijanie, Żydzi, Muzułmanie, Buddyści. Wszyscy! A co z wyznawcami religii animistycznych?
Ponad 60% społeczeństwa czynnie praktykuje voodoo.  Benin jest uznawany za kolebkę voodoo. To część narodowego dziedzictwa.




Czcicielki fetysza w Heve

Tancerze od fetysza Cocou

Szef voodoo z Heve
W 1990 roku w Beninie skończyła się tak zwana „rewolucja” czyli flirt z komunizmem. Nastał czas tak zwanej „demokracji”. Kilka lat później w 1995 roku  ówczesny prezydent Beninu, Nicéphore Soglo, zwołał wielki ogólnonarodowy kongres, podczas którego dyskutowano wprowadzenie do obowiązującego w kraju kalendarza świąt religijnych również dzień poświęcony religii voodoo. Pomysł spotkał się z ogromnym poparciem. Ostatecznie voodoo uznano jako religię państwową, która łączy tradycję jak i obecne w życiu codziennym praktyki religijne wielu mieszkańców Beninu. Pozostał wybór odpowiedniego dnia. Tej sprawy nie można było ustalić na kongresie.
Podczas specjalnej ceremonii dostojnicy i wtajemniczeni adepci voodoo zapytali „duchy” o najlepszy dzień  na uczczenie tego tradycyjnego kultu. 

Wskazanie padło na 10 stycznia. Od tego czasu, co roku 10 stycznia jest dniem wolnym od pracy. W Beninie jest wielkie narodowe Święto Voodoo.

Każdy fetysz otoczony orszakiem wyznawców jego kultu


Doroczne ceremonie ku czci voodoo gromadzą tłumy wyznawców kultu, oficjalne władze oraz licznych widzów.  Najbardziej znane obchody mają miejsce podczas corocznego festiwalu voodoo w Ouidah. Ceremonie odbywają się również w Grand Popo. 


Z biegiem lat ceremonie zaczęto organizować również w innych miejscach. Główne obchody państwowe tego święta organizowane są kolejno w różnych regionach. W tym roku wyznaczono miejscowość Ketu pod granicą  nigeryjską , na północ od stolicy Porto Novo.

Defilada wyznawców voodoo przed trybunami


Mieszkańcy okolicznych wsi towarzyszą swojemu Zangbeto

W Grand Popo, na specjalnie do tego przeznaczonym miejscu, w pobliżu licznych świątynek z fetyszami zbudowano trybuny. Miejsce to nosi nazwę „Plac Voudoun”. Leży nieco na uboczu w pobliżu miejsca, gdzie jeszcze 100 lat temu znajdował się tętniący życiem port handlowy Grand Popo. To liczący zaledwie 300 metrów pas lądu pomiędzy rzeką Mono a Oceanem Atlantyckim.

To tutaj, co roku, 10 stycznia, gromadzą się tłumy. Przybywają grupy wyznawców z okolicznych miejscowości. Składane są ofiary, ludzie podążają za swoimi fetyszami zwanymi Zangbeto, symbolizującymi „moc voodoo”. 



Zangbeto przybywa 

Zangbeto
Zangbeto
Zangbeto
Zangbeto

Przybywają w grupach. Niekiedy całymi wsiami. przyjeżdżają samochodami, inni przypływają łodziami, jeszcze inni pieszo. Wszyscy świątecznie ubrani. 

Każda miejscowość zabiera swój fetysz, aby to z nim uczestniczyć w manifestacji. Każdy chce zaprezentować się jak najlepiej. 
Często cała wieś ubrana jest w stroje z takiej samej tkaniny


Trybuny z dostojnikami i zaproszonymi gośćmi

Opiekunowie fetysza z Heve

Na trybunach zasiadają zaproszeni goście. Są przedstawiciele miejscowych władz a także rządu. Są przemówienia i podziękowania. Przemawiający podkreślają doniosłą rolę kultu voodoo w kulturze i tradycji Beninu oraz w budowaniu tożsamości narodowej. 
Mówią o voodoo jako o doświadczeniu duchowym – religijnym. 
Zwracają uwagę na terapeutyczną rolę kultu przejawiającą się w działalności parapsychologicznej, medycznej, naturo-terapeutycznej. 

Mówią o kulcie voodoo jako o systemie regulującym i porządkującym stosunki międzyludzkie.

10 stycznia ceremonie zaczynają się wczesnym popołudniem i trwają do wieczora. 



Przed trybunami defilują korowody z poszczególnych miejscowości. Słychać bębny, śpiewy i rytualne dzwonki. Więcej tu zabawy niż transu. To święto, to festiwal. To zabawa
 
Bębny i dzwonki - to ulubione dźwięki tańczących


Ceremonie ze składaniem ofiar, odbywają się wcześniej, jeszcze w nocy, we wsiach, w miejscach kultu. Po to, aby jak najlepiej przygotować się do świątecznej manifestacji na Placu Voudoun. 

Po powrocie do rodzinnych miejscowości ludzie tańczą przy akompaniamencie bębnów i innych tradycyjnych instrumentów, głównie perkusyjnych. Słychać tradycyjne śpiewy. Jednak to taniec jest najważniejszy. Taniec ku czci fetysza, ku czci voodoo. Taniec prowadzący do transu.


Strażnik fetysza z Heve

Niektórzy kojarzą voodoo jedynie z mrocznymi praktykami relacjonowanymi z północnej Brazylii czy z Haiti. Ale to tutaj, w Afryce Zachodniej w Beninie i w Togo voodoo ma swoją pierwotną twarz. Tutaj jest ciągle żywym kultem.


To prawda,  praktyki voodoo owiane są tajemnicą. Ale każda religia ma swoją tajemnicę i ceremonie. Voodoo to praktyka duchowa, która nie podważa ani nie kwestionuje innych religii. Nie wyklucza, nie odrzuca, nikogo nie nawraca.


Dźwięki bębna - nieodłączne przy każdym święcie
  



Ludzie są dumni, ze swojej tradycji



Czy voodoo jest niebezpieczne? Jak działa? Czy to naprawdę działa? 
Na każde pytanie są dwie odpowiedzi: tak i nie. 


Voodoo to praktyka i doświadczenie. Każdy ma swoje doświadczenie. Ci, którzy mieszkają w Afryce wiedzą, że z voodoo żartów nie ma. Voodoo działa i jest realną siłą. Zagłębianie się w te praktyki może być bardzo niebezpieczne zarówno dla zdrowia psychicznego jak i równowagi duchowej. Lepiej zachować dystans. 

Voodoo może być pomocne w rozwiązaniu pewnych problemów czy też załatwieniu trudnych spraw. Siły i duch voodoo może pomóc. Jednak cena emocjonalna, którą niekiedy trzeba zapłacić bywa bardzo wysoka.

Jedno jest pewne, voodoo ułatwia i porządkuje życie tutejszych mieszkańców od wieków. 
Co im załatwia? Absolutnie wszystko! 


Zangbeto






Cocoussi - czciciele fetysza Cocou

Cocoussi


Cocoussi
Cocoussi

Zangbeto

Zangbeto







22.12.2014

Choinki w tropikach

Niektóre choinki to zrobione z grubej blachy stożki. Inne zrobione z masywnych desek. Są też piękne, wysokie z bali. Wszystkie, jak to choinki, w świątecznym przybraniu.



Był grudzień. Mroźny poranek. Jeszcze było ciemno. Przed domem już czekała taksówka, która miała mnie zawieźć na lotnisko. Jechałam do Senegalu. Było tak ładnie i świątecznie. Mrozek, mały śnieżek, balkony i ogródki sąsiadów przystrojone w świąteczne lampki. Bajkowo. Wtedy wpadłam na pomysł aby moim przyjaciołom z Dakaru zawieźć choćby kawałek choinki. Prawdziwej, pachnącej, przemrożonej. Odłamałam z osiedlowego świerczku kilka małych gałązek i wsadziłam do walizki.  Było zimno, w luku bagażowym w samolocie też zimno, pomyślałam, więc dolecą całe i zdrowe. Może mało tej choinki ale zapach będzie. Tak więc w Dakarze oprócz dostojnej sztucznej choinki przybranej w polskie ozdoby był wazon ze świerkowymi gałązkami i prawdziwym świerkowym zapachem.


W Republice Tropicana o choinki nie jest łatwo. Do wyboru są plastikowe już ubrane chińskie wyroby lub .... no właśnie.

Pewna, mieszkająca w Cotonou Małgosia nie chciała swojej rodzinie fundować chińskiego, paskudnego plastiku. Postanowiła zrobić choinkę sama. Nie wiem jak wyglądała pierwsza choinka, którą zrobiła, ale wiem, jak wyglądają choinki, które zrobiła w tym roku. Cały czas jestem pod wrażeniem. Dla mnie to „choinki totalne”. Piękne, masywne. Myślę, że sama Magdalena Abakanowicz mogłaby się pod tym podpisać.









Niektóre choinki to zrobione z grubej blachy stożki. Inne zrobione z masywnych desek. Są też piękne, wysokie z bali. Wszystkie, jak to choinki, w świątecznym przybraniu. Najbardziej lubię te z drutu zbrojeniowego. Wspaniałe, mocne a zarazem dostojne i uroczyste. Uwielbiam je.
Są też choinki z tkanin - takie „tapicerowane”. Jest też wielki kalendarz adwentowy.















Małgosia, z masywnego drutu zbrojeniowego potrafi zrobić wszystko. W jej domu można spotkać piękne pułki i wieszaki. Ale najpiękniejsze są lampy. Dla mnie to „lampy totalne”. Zwykły drut zbrojeniowy stał się wspaniałym tworzywem w pełni oddającym dobrze nam znany kształt stojącej lampy z prostym abażurem. Uwielbiam też lamę z trzema żarówkami i abażurem nawiązującym kształtem do szkieletu kuli ziemskiej. Lampy gazetowe, lampy z afrykańskimi tkaninami.





 Dla szukających wytchnienia, Małgosia zaprojektowała wygodne fotele w komplecie z pięknym stołem. Wszystko z giętego, masywnego metalu. Zresztą, sami zobaczcie. Świetnie wyprofilowane fotele z płóciennym pokrowcem oraz stół ze szklanym blatem, przez który świetnie widać pięknie uformowaną metalową konstrukcję.





Choinka w tropikach? Teraz już wiem gdzie ich szukać. Najpiękniejsze są w Cotonou, zrobione przez Małgosię.

Z okazji Świąt życzę Wszystkim mnóstwa fantazji i samych radości, nawet jeżeli ich choinka nie jest "choinką totalną".



23.10.2014

Petrol 2, czyli morski terminal naftowy

Laguna na pograniczu Beninu i Togo jest przepiękna.  Mogłaby być jeszcze piękniejsza gdyby nie to, że znalazł tutaj swoje miejsce „morski terminal naftowy”. To największe centrum nielegalnego przerzutu benzyny i ropy w tej części kontynentu.




Na wąskim pasku niestabilnego, czasami zalewanego przez morskie fale, terenu pobudowano wiaty z liści palmowych, niekiedy z betonu. Wszędzie błękitne beczki i żółte kanistry. Ilości nie do policzenia.

Paliwa trafiają tutaj wprost ze statków płynących z Nigerii na zachód. To doskonale zorganizowany system. Przepływające statki komunikują się z ludźmi, którzy mają swoje naftowe hurtowanie na lagunie. 

Najczęściej w nocy do przepływających statków podpływają łodzie z pustymi niebieskimi beczkami. Tam, na pełnym morzu beczki są tankowane wprost z pełnomorskich statków. Dokonywana jest transakcja. Płatność gotówką. 



Potem wypełnione po brzegi błękitnymi beczkami łodzie wracają na lagunę. W beczce mieści się około pięciuset litrów paliwa. 

Na niewielkim skrawku wąskiej plaży, między oceanem a stałym lądem, benzyna i ropa są przelewane do mniejszych żółtych kanistrów. To w tych pojemnikach benzyna będzie rozprowadzana. Trafia na rynek Beninu i przede wszystkim Togo. 




To tutaj przybywają mniejsi i więksi odbiorcy cennych paliw. Wszystko to mogą obserwować służby graniczne Togo. Nikt nic z tym nie robi. Ten kawałek ziemi należy do Beninu. Przybywają ludzie i z Beninu i z Togo. 

W przypadku gdy transportowane paliwa przechodzą przez teren togijski służby graniczne interweniują i pobierają opłaty od nielegalnie przenoszonych kanistrów. 




Czasami inkasują większe sumy od hurtowników. Wszystko to zależy od przypadku. Ogólnie rzecz biorąc nie przeszkadzają. Ryzyko musi być. Wszyscy się z tym liczą i nikt się przeciwko temu nie buntuje. Czasami trzeba zapłacić. Skoro pogranicznicy patrzą na cały ten „interes” to mają prawo też coś z tego mieć.







Oliwa na wierzch wypływa! Wszyscy o tym wiedzą. Tutaj widać to w postaci kanistrów i beczek wypełnionych benzyną i ropą unoszących się na wodzie. Formowane są z nich całe składy przypominające żółte węże. Takie pływające rurociągi. Kierowane są przez brodzącego w wodzie człowieka lub przez małą lódeczę. Trafiają na stały ląd. To hurt.






Znaczna część tych paliw już w zupełnie innym miejscu trafi do Togo. Punkt dystrybucji (niestety nie sfotografowany) znajduje się  nieopodal, nad rzeką graniczną między Beninem a Togo, jakieś 300 metrów od posterunków policji. Nikt nic nie widzi, chociaż wszyscy wiedzą, że to dzielnica przemytników paliwa. Wszyscy przymykają oko. Dlaczego? Bo handel benzyną pozwala żyć. Nie tylko hurtownikom. Nie tylko służbom kontrolnym, ale wszystkim!




Na lagunę przybywają również mali handlarze i sprzedawcy. Czasami z zaledwie dwoma lub trzema kanistrami. Kupują tanie paliwo aby je odsprzedać w przydrożnym stoisku. Litr po litrze. Na butelki. Głównie do motorów.  To pozwala im na przeżycie. O inną pracę trudno, a jak jest to wynagrodzenie nie pozwala na utrzymanie rodziny na najskromniejszym poziomie. Sprzedaż benzyny ich ratuje. Pozwala na skromną egzystencję w naftowych oparach .



Okolica to jeden wielki zbiornik paliwa. W każdym obejściu pełno beczek. Do zapachu wszyscy są przyzwyczajeni. Kanistry, beczki, kanistry, beczki i tak w nieskończoność. Ziemia nasączona jest ropą i benzyną. Woda też pewnie zanieczyszczona. A mogło tu być tak pięknie. Mogliby przyjeżdżać turyści, mieszkać w hotelach, jeść w restauracjach, podziwiać folklor. Nic z tego! 





Okolica zdominowana jest walką o przetrwanie i chęcią zysku. Smutne, ale prawdziwe. Na  szczęście nie tak daleko stąd są piękne, nieskażone miejsca,  wody pełne ryb, brzegi porośnięte bujną tropikalną roślinnością. Niedaleko, ale nie tu.


Myślę, że to największy punkt przerzutu paliwa na ląd. A może niektóre statki płyną dalej, jeszcze bardziej na zachód i tam u wybrzeży Ghany , Wybrzeża Kości Słoniowej i Liberii znajdziemy podobne terminale. Nie wątpię, że tak jest.